Już tak jest, że w końcu trzeba się zatrzymać i gdzieś przenocować. Jechaliśmy szukając bliżej nieokreślonego jeziorka, które było na mapie a nigdzie w rzeczywistości. Przejechaliśmy przez jakąś maleńką wioskę z niewiarygodną ilością wydawałoby się bezpańskich psów, które dosłownie wskakiwały na maskę samochodu.
W każdym razie jeziorko się nie ujawniło- postanowiliśmy rozbić namioty na łące za wioską, bo dalej się już jechać nie dało, ze względu na stan drogi...były za to tory kolejowe i pociągi kursujące razy dwa przez noc:) Spaliśmy jak zabici. Rano pobudka, wycofywanie auta przez tę samą drogę i przejazd przez wioske ze starymi zabudowaniami - charakterystyczne w Rumuni chałupy i lepianki. A psy przy swoich właścicielach były już tego ranka potulne jak baranki. Ludzie wychodzili z chat, żęby popatrzeć na nas- byliśmy atrakcją :)